|
|
Hen daleko w tej krainie,
gdzie
świślina rzeka płynie,
tam Pogody tron wysoki
wznosi się aż pod obłoki.
Tam Pośwista leżą dobra
tam też Śwista wody płyną.
Nie zapomni o tym każdy
kto się spotkał z tą krainą.
Legendy tam w polach leżą,
do nikogo nie należą.
Każdy je pozbierać może
gdy wstanie o rannej porze.
Ponadplemienny ośrodek kultowy Słowian, metodycznie
„wdeptany w ziemię”.
Znany literat Gustaw Herling-Grudziński,
zafascynowany specyficzną atmosferą Gór
Świętokrzyskich nazwał ją kiedyś „krainą
mitopłodów”. Nie dane mu było jednak zrozumienie
przyczyn tego stanu, czy to z braku pewnej
szczególnej wiedzy o tym regionie, czy też z
powodu niewystarczającej przenikliwości umysłowej.
Trzeba pamiętać, że choć obecnie z
administracyjnego punktu widzenia obszar Łysogór
może być uznany wyłącznie za „wyżynę”, to w
średniowieczu był on uważany za jedyne „rodzime”
polskie góry. Taką właśnie tradycję językową
przekazuje nam przez wieki cała nasza i światowa
kartografia, literatura i sztuka, publikacje
naukowe, a także tradycja ludowa. W okresie
przedchrześcijańskim, rola tych „gór” na obszarze
od Bugu do Odry była o wiele większa niż obecnie
jesteśmy skłonni przypuszczać.
„Kraina mitopłodów” jest nią nie bez
rzeczywistej przyczyny. Istniał tu bowiem
ponadplemienny ośrodek kultowy, niezwykle ważny
dla całej zachodniej słowiańszczyzny. Na
marginesie należy wspomnieć, że w swojej
najgłębszej istocie „Słowianin” jest wyrazem
obraźliwym i pogardliwym. Wyrażenie to ma wspólny
źródłosłów z wyrazem „slave”, oznaczającym
człowieka podlejszego gatunku, który nadaje się
wyłącznie na niewolnika Franków, Gotów,
Longobardów, Sasów lub Anglów - „master”. Ja
osobiście preferuję określenie „Lechita” w
odniesieniu do najprawdopodobniej rdzennej /1 ludności naszych ziem,
choć z upływem wieków wyrażenie „Słowianin”
straciło w znacznej mierze swój pejoratywny
wydźwięk. Pierwotne i rzeczywiste znaczenie wyrazu
"Słowianin" (władający "słowem") jako ten, który w
odróżnieniu od "Niemca" (człowieka "niemego"),
znane było dawniej i znane jest także obecnie dość
wąskiej grupie językoznawców-etymologów oraz
pasjonatów.
Natomiast
statystyczny Polak (szczególnie młody) w zasadzie
nie ma wiedzy z tym względzie. Tym bardziej nie
uświadamia sobie konkluzji wynikającej z tego
faktu, że w przeszłości Słowianie musieli mieć
duże poczucie własnej wartości i
najprawdopodobniej z lekką wyższością traktowali
ludy ościenne. Ta słowiańska naiwność, jak
pokazała historia, miała nas samych w przyszłości
drogo kosztować.
Każdy o tym chyba wie, że Słowianie w
zasadzie nie budowali świątyń, gdyż sam pomysł na
budowanie bogom siedzib przez człowieka, musiał
wydawać im się nonsensowny i zabawny zarazem. Mógł
on może wpisywać się w mentalność
bliskowschodniego nomada, handlarza i rabusia, ale
na pewno nie w światopogląd Słowianina. Słowianie
czcili miejsca święte „wybudowane-stworzone” dla
siebie samych przez słowiańskich bogów - takie dla
przykładu jak Ślęża, Ostrów Tumski, Las
Osobowicki, Wolin (teren nad Dziwną) lub Arkona na
Rugii. Owszem – oznaczali je czymś w rodzaju
totemów takich jak np. posągi Światowida. Jednak
pełniły one wyłącznie rolę znaków informujących o
miejscu świętym na którym zostały postawione. To
nie kamienne lub drewniane słupy czczono na
słowiańszczyźnie, lecz moce-siły świata-przyrody o
których te słupy informowały. Oprócz miejsc
powszechnie znanych wszystkim plemionom, istniało
nieskończenie wiele miejsc o lokalnym znaczeniu,
gdyż właściwie każdy stary dąb, źródełko, rzeka,
czy góra miały „duszę”. Jednak nagromadzenie
takich miejsc na obszarze Łysogór znacznie
przekracza wszelkie „unijne normy”. /2 Spostrzeżenie to (o
niebagatelnym znaczeniu) należy do dwójki
pasjonatów, Katarzyny Gritzmann i Piotra Majchera,
którzy w latach 2006-2007 postanowili spenetrować
łysogórskie miejsca święte, między innymi pod
kątem występowania tam anomalii pola magnetycznego
Ziemi. Dowodzi ono, że jak się najczęściej okazuje
"najciemniej jest pod latarnią". Najważniejsze z
nich to Łysiec, Grodowa, Dobrzeszowska i Zamczysko
(na wszystkich istnieją „wały kultowe”). Także
Łysica, góra Perzowa oraz Witosławska. Również
stosunkowo niewielkie wzniesienie w miejscowości
Świętomarz, której intrygująca nazwa nie zawiera
błędu ortograficznego. Teren Łysogór nie był więc
pojedynczym miejscem kultu, lecz kompleksem miejsc
świętych, w którego skład wchodziło także obecnie
nieznane, pomniejsze uroczysko, położone gdzieś
nad samym brzegiem rzeczki Słupianki, między
miejscowościami Stara i Nowa Słupia. W czasach
przedchrześcijańskich stał tam rodzaj
„totemu”-słupa (lub może pary słupów tworzących
rodzaj ”bramy”) wskazujący miejsce dogodnego
brodu-przeprawy przez rzeczkę Słupiankę. W miejscu
tym wędrowiec-pielgrzym opuszczał „świat ludzkich
spraw” zarządzany z góry Witosławskiej przez
bynajmniej nie rzymskiego ani germańskiego, tylko
naszego własnego boga Wita /3
i wkraczał na teren podległy bogom zawiadującym
światem w skali, którą dziś musielibyśmy nazwać
„skalą kosmiczną”.
Były to włości
należące do Śwista, Pośwista i Pogody a także
Marzy (Marzanny) bogini śmierci i spraw
pozagrobowych. Nie odkrywam tu bynajmniej niczego
nowego. Świadomość tych faktów bez wątpienia
istniała wśród Przewodników Świętokrzyskich PTTK
epoki PRL-u, gdyż ja sam nabyłem jej przecież
wprost od ś.p. Przewodnika Świętokrzyskiego -
Krystyny Majcher, która była moją Matką. Także
rzeczywista "kondycja" świętokrzyskiej "brzydkiej
czarownicy" była podówczas doskonale znana, czego
dowodem są "ślady"-informacje zawarte w niektórych
publikacjach (nie digitalizowane) środowiska
PTTK-owskiego tamtego okresu (druga połowa XXw.)
Przy okazji chcę się odnieść do neosłowiańskiego
zwyczaju pozdrawiania się słowem „sława”.
Spotkałem się z opiniami, że „sława” nie jest
wyrażeniem odpowiednim, gdyż ma słabe umocowanie w
naszych przedchrześcijańskich tradycjach. Podobno
lepszym ma być inne słowo o słowiańskim rodowodzie
- a mianowicie „chwała”. Czyli w praktycznym
użyciu: „Chwała tobie! Chwała tym! Chwała owym!
Chwała napotkanym po drodze!” Był to rodzaj
pozdrowienia, odpowiednik dzisiejszego „dzień
dobry”. Nie zgadzam się z takim twierdzeniem.
Gdyby to była prawda, Góra Wito-sławska nosiłaby
nazwę „Witochwalskiej” - a przecież nie nosi.
Funkcję pozdrowienia pełniło słowo „sława”
oddające cześć temu, kogo spotykamy. Tu właśnie
wkraczamy na zagadkowy i czarowny „teren słowiańskich
źródłosłowów”, który (czy się to komuś podoba, czy
też nie), dziedziczymy jako cudowny i niezwykle
cenny spadek po naszych najodleglejszych,
słowiańskich przodkach. Spadek, którego nie
zdołała zniszczyć ani chrześcijańska
indoktrynacja, ani zagony okupantów, ani nawet
nasza własna głupota. Spróbujcie razem ze mną
spenetrować obrzeża tego „terenu”, gdyż na to, aby
się weń bezpiecznie zagłębić nie posiadam ani
wystarczającej wiedzy, ani kwalifikacji
potwierdzonych stosownymi dyplomami. Jednak pomimo
tego nie uważam, abym miał obowiązek
bezkrytycznego akceptowania każdej bzdury
opatrzonej etykietką „naukowa” przez utytułowane
autorytety. Ja zawsze staram się myśleć
samodzielnie i właśnie to jak mi się wydaje, w
największym stopniu czyni ze mnie człowieka.
Pomyślmy więc wspólnie! Oto zwykły zjadacz chleba
z okresu średniowiecza mieszka najczęściej pod
powałą. Dokładnie rzecz biorąc pod kłodami lub
ociosanymi belkami „powalonymi” na ściany własnego
domostwa. Jeśli był bogaty, to pod nogami miał
„podłogę” czyli bale lub deski „podłożone pod
stopy”. Jeśli biedniejszy - chodził po „klepisku”,
czyli po prostu po starannie „uklepanej” ziemi.
Widzimy więc, że polskie słowa mogą przemawiać do
Słowianina nie tylko wprost, ale także za pomocą
własnych źródłosłowów! Ale do Germanina lub Żyda -
już nie, a przynajmniej nie z taką łatwością.
Przeciętnego zjadacza słowiańskiego chleba nie
było stać na życie pod sklepieniem. Budowa
sklepień była sztuką sprowadzoną przez zakonników
chrześcijańskich wraz z mistrzami kamieniarki z
Italii lub np. Bawarii. Jednak w późniejszym
okresie sztuka ta została także opanowana nawet
przez włościan, którzy zauważyli, że pod
sklepieniami jest zazwyczaj dość zimno. Ponieważ
lodówek podówczas nie było, zaczęli oni budować niewielkie
pomieszczenia przesklepione, służące do
przechowywania łatwo psującej się żywności.
Wiejska gospodyni chadzała więc do „sklepu”
(miejsca sklepionego – wolno stojącej piwnicy) po
masło, jajka, mleko, warzywa lub ser. Niektóre
stare „sklepy” zachowały się jeszcze na polskich
wsiach. Dzisiejsze gospodynie (nasze żony i matki)
także lubią chodzić do sklepów, zupełnie
nieświadome źródłosłowu łączącego tę czynność z
zamierzchłą, także słowiańską przeszłością.
Podobne przykłady specyficznej wiedzy ukrywającej
się w źródłosłowach można mnożyć w nieomal bez
ograniczeń. Nie jest to jednak wiedza dostępna każdemu na
wyciągnięcie ręki. Potrzebna jest wiedza
gruntowna, która po części i od wielkiej biedy
może być zastąpiona szczególną wrażliwością,
spostrzegawczością i otwartością umysłu
Słowianina. Skoro źródłosłowy są taką kopalnią
wiedzy, dlaczego wiedzy tej nie popularyzują
prawdziwi profesjonaliści z tytułami naukowymi?
Czyżby naukowcy o tym nie wiedzieli? Nie bądźmy
naiwni. Wszystko zależy od tego, kto płaci. Jeśli
ktoś finansuje naukowca, to oczywiście także
wymaga od niego właśnie tego, co sam uznaje za
słuszne. A co, jeśli akurat tę naukę finansuje
Niemiec lub Żyd? Mnie nikt nie finansuje, więc
mogę pisać to, co ja sam za słuszne uważam – a
najlepsze Bracia Słowianie jest właśnie przed
nami!
Góry Świętokrzyskie otacza średniowieczny mit
niebezpiecznych, odrażających czarownic,
odprawiających tutaj pospołu z diabłami grzeszne
„sabaty” ociekające wyuzdanym seksem. Mit ten jest
chrześcijańską propagandą czystej wody. Jego
rozpowszechnienie wynika ze stosowania przez
Kościół tej samej metody, która wiele wieków
później została zastosowana przez Goebbelsa –
„kłamstwo powtarzane natarczywie i nieustannie
staje się prawdą”. Jednak słowiańskie źródłosłowy
ciągle i skutecznie zadają kłam tej wrednej,
aczkolwiek świętej propagandzie. Czy słowiańskie
„czarownice” były rzeczywiście aż tak brzydkie i
złe? Sprawdźmy to!
Źródłosłowem tkwiącym w słowie
„czarownica” jest trzon „czar”. Czy niewiasta
posiadająca ów czar jest brzydka? Przecież nie!
Owszem – na pewno jest seksowna, co katolicyzm „z
automatu” kwalifikował jako grzech.
Źródłosłowem będącym trzonem
słowa „wiedźma” jest „wiedz”, składnik takich słów
jak „wiedza” lub „wiedzieć”. Zatem „wiedźma” była
tą, która posiadała wiedzę! Wiedzę trudno dostępną
dla przeciętnego Słowianina.
Źródłosłowem tkwiącym w słowie
„urok” (ten rzucany przez czarownice i wiedźmy)
jest trzon „uro” Ten sam trzon-źródłosłów tkwi w
słowie „urodziwa”. Czy niewiasta która jest
„urodziwa” może być równocześnie odrażająca?
Oczywiście, że nie – chyba, że kimś kto ją ocenia
jest akurat chrześcijański misjonarz, pełny
kompleksów i zahamowań seksualnych, a być może
posiadający odmienną orientację, „podarowaną mu” w
drodze rzadkiego wyjątku przez wszechmocną „matkę
naturę”. Wyraz „urodziwa” w swojej pierwotnej
istocie składa się z połączenia dwu źródłosłowów:
„uro” i „diva”. „Uro” – oznacza „piękna”,
natomiast „diva” to po prostu panna. Do dnia
dzisiejszego zachował się na przykład archaizm,
każący nazywać wybitne śpiewaczki "divami
operowymi". W przeszłości "panienki" te nie miały
aż tak nieskazitelnej reputacji jak obecnie, gdyż
najbardziej szacunku godnym człowiekiem pozostawał
tzw. "ziemianin". One natomiast służyły mu do
rozrywki - i to nie koniecznie wyłącznie duchowej.
Po złożeniu obu tych znaczeń odnajdujemy prawdziwy
przekaz słowa „urodziwa” – tzn. „piękna panna”.
Taka, która posiada wrodzony i bardzo
niebezpieczny dar rzucania swoich własnych uroków
na zupełnie bezbronnych, choć przecież dzielnych
słowiańskich wojów. Czynność taka (rzucanie
uroków) wymaga jak wiemy czegoś więcej, niż tylko
posiadania odpowiednich „walorów” fizycznych.
Czarownice które skutecznie oczarowywały swoich
wybranków, musiały mieć oprócz urody jeszcze „to
coś” co sprawiało, że były na tyle interesujące,
aby móc zawładnąć umysłem mężczyzny. Musiały być
inteligentne!
Nie oszukujmy się. Każda Słowianka posiada taki
dar w mniejszym lub większym stopniu.
Jednak jak w każdej nacji, zdarzały się przecież
dziewczęta szczególnie „uzdolnione”, za którymi
uganiała się cała męska część sioła lub grodu.
Inne kobiety zazdrościły im, a głowy rodów miały z
powodu „czarownic” poważne obawy o los mariaży
zaplanowanych dla własnych synów. Nie raz musieli
tłamsić ich bunty, bo zdarzało się, że na skutek
opętania przez „czarownicę” syn nie chciał nawet
słyszeć o kobiecie, którą rodzice wybrali mu na
żonę. Wskutek tego najczęściej przepadał majątek
(posag) który nieodłącznie towarzyszył zaślubinom
następcy-dziedzica rodowych włości. Słowianie
tworzyli wspólnoty patriarchalne – jednak znacznie
różniące się od innych nacji pozycją i rolą
kobiety w tych wspólnotach. Spotkałem się z
naiwnym argumentem, że wyniki odkryć
archeologicznych temu przeczą, gdyż w grodach i
osadach słowiańskich wszystkie domostwa wyglądały
podobnie i miały podobne wyposażenie. Nie było
zatem starszyzny rodowej. a wszystkie decyzje
zapadały na wiecach plemiennych osławionych przez
literaturę piękną. Z wielką łatwością można
wyobrazić sobie komiczną sytuację, w której
Wikingowie wdzierają się na obwałowania
słowiańskiego grodziska, podczas gdy właśnie
wewnątrz niego trwa plenny wiec w sprawie podjęcia
działań obronnych. Okazuje się więc, że nawet
Józef Ignacy Kraszewski pisząc swoją "Starą Baśń"
w 1876 roku miał lepsze pojęcie "ustroju
słowiańszczyzny" niż niektóry współczesny
archeolog, który nie za bardzo potrafi logicznie
myśleć. Wracając zatem do tematu, na całej
słowiańszczyźnie (analogicznie jak u innych ludów)
istniał wyraźny podział na domenę męską i żeńską.
Jednak u Słowian znaczenie kobiety i możliwość
wpływania przez nią na życie całej wspólnoty
rodowej było nieporównywalnie większe.
„Pierwiastek żeński” był w zasadzie równoprawny z
„pierwiastkiem męskim”, a nawet w niektórych
dziedzinach życia zdecydowanie dominował. To
właśnie z tego powodu nieco przesadna kurtuazja
wobec płci pięknej charakteryzuje Polaków po dzień
dzisiejszy. Dziedziczymy ją „w genach” po naszych
słowiańskich praprzodkach.
Stan posiadania zawsze był bardzo ważny
dla słowiańskich rodów. Tu także przeciwko moim
tezom użyto argumentu o podobnym wyposażeniu
domostw - nie bacząc na powszechną i odwieczną
tradycję posagu panny młodej. Składnikiem tego
posagu mogły być np. grunty uprawne lub przedmioty
rzadkie i cenne, będące importami z dalekich
krain. Wpływ posagów na kształt i ogólne
wyposażenie słowiańskich domostw nie musiał być na
tyle znaczący, aby był zauważalny po tysiącleciach
przez archeologów bez wyobraźni. Zatem
upierał się będę, że majątek decydował o prestiżu
rodowego patriarchy a posiadanie synów stanowiło o
"mocy plemienia" . Z „czarownicami” psującymi
zaplanowane małżeństwa należało więc koniecznie
„coś robić”. Słowianie ich bynajmniej nie
mordowali, bo choć były bardzo niebezpieczne dla
planowanych „transferów” majątkowych, to
równocześnie niesłychanie cenne z innego punktu
widzenia. Istniał jednak przecież pewien
słowiański obyczaj, dający szansę ratunku
niejednej "czarownicy" (a także każdej
dziewczynie) przed losem niewiasty nie mogącej
poślubić jedynego upragnionego mężczyzny. Były nim
znane po dziś dzień "Wianki" (rodzimy obrzędów
związanych z letnim przesileniem słońca). Tradycja
ta stanowi dowód, jak dalece chciałoby się rzec
"humanistyczne" były wierzenia i światopogląd
naszych Praojców, w porównaniu z po trosze
"dzikimi" w ich mniemaniu ludami basenu Morza
Śródziemnego lub Azji Mniejszej. Te inteligentne
piękności z ich szkodliwym naddatkiem "czaru"
wysyłano zatem do gontyn, aby służyły naszym
Słowiańskim bogom. Tam od swoich starszych
koleżanek zdobywały wiedzę ogólną oraz zielarską.
To był rodzaj współczesnych „studiów”, trwających
jednak długie, długie lata... Młode czarownice
zdobywały więc wiedzę i stawały się tymi, które
ową wiedzę posiadają. Stawały się wiedźmami. Nie
przypadkiem słowa „wiedza”i „wiedzieć” mają
wspólny źródłosłów „wiedz” ze słowem „wiedźma” (ta
która wiedzę ma). O ile czarownic obawiano się
bardzo, a tyle wiedźmy stanowiły już elitę
intelektualną, budzącą równocześnie strach i
szacunek. Wiedźma mogła bowiem bardzo łatwo pomóc
Słowianinowi w biedzie, ale rozgniewana równie
łatwo mogła mu zaszkodzić. Często gdy już się
postarzała i przestawała budzić męskie żądze,
wracała na rodzinną wieś, by służyć ludziom za
znachora, zielarkę, wróżbiarkę i lokalnego filozofa. Była
„przychodnią zdrowia”, „szpitalem”, „adwokatem” i
„doradcą uniwersalnym” równocześnie. Gdy na nasze
ziemie wkroczyło chrześcijaństwo, stała się dla
niego poważną konkurencją i była postrzegana przez
misjonarzy jako ogromne zagrożenie dla wiary.
Oczywiste jest więc, że w chrześcijańskiej
propagandzie musiała być metodycznie pomawiana o
wszystko co najgorsze. Jej obowiązkiem było także
zbrzydnąć i stać się „rozwiązłą nałożnicą Szatana”.
Takie właśnie czarownice służyły trójcy
słowiańskich bogów wody, ziemi i powietrza:
Świstowi, Poświstowi i Pogodzie, których gontyna
znajdowała się przed wiekami na szczycie Łyśca
(Łysej Góry). Łysiec jest rzeczownikiem rodzaju
męskiego. Nie przypadkiem towarzyszy mu Łysica
symbolizująca boski pierwiastek żeński. Wprawdzie
na Łysicy żaden ośrodek kultowy nie istnieje (bo
nie musiał istnieć), jednak góra ta symbolizuje
wielkie znaczenie tegoż „pierwiastka” przez fakt,
że choć pozostając „decyzyjnie bierna” (brak
miejsca kultowego), jako „wyznacznik słowiańskich
standardów” jest od swojego towarzysza (i
chciałoby się rzec „małżonka”) Łyśca odrobinę
wyższa. Widać więc jak na dłoni, że obie góry
stanowią bardzo ciekawą alegorię każdego
słowiańskiego stadła, które mimo patriarchalnego
modelu wspólnoty rodowej w wielkiej estymie ma
słowiańską kobietę.
Skąd wiadomo, że to nie Łada, Boda i Leli /4 (jak chciał np. dr
hab. Krzysztof Bracha) lecz właśnie Świst, Poświst
i Pogoda w wysokiego Łyśca władali lechicką
częścią słowiańszczyzny? Skąd wiadomo, że
Benedyktyni ze Św. Krzyża (Łysiec, „Monte Liszec”)
nie mylili się, umieszczając nazwy takich
„pogańskich bałwanów” we własnych zapiskach? Tu
znowu przychodzą nam z pomocą po przodkach
odziedziczone źródłosłowy!
Jak wspominałem wcześniej, majątek i przynależność
(w tym majątkowa) miały dla Słowian zawsze
kluczowe znaczenie. O przynależności tej
informowała najczęściej końcówka wyrazu „-owa”
„-owe”. Dla przykładu, o żonie będącej własnością
Kazika mawiano dawniej i mówi się także obecnie,
że to jest żona „kaziowa” (O! Kaziowa do nas
przyszła! Kaziowa oddała pożyczone pieniądze.
Kaziowa utopiła wiadro w studni. Kaziowa krowa
wlazła do nas w szkodę. Kaziowe gęsi są tłustsze
od naszych. Itd.) Natomiast na obszarze Łysogór
(Gór Świętokrzyskich) taką samą funkcję pełniły i
nadal pełnią końcówki „-ina” , „-yna”. Dlatego o
żonie Gienka mawiano, że to jest żona giencyna.
Natomiast krowa należąca do Kazika – to krowa
kazina. (Każdy na wsi o tym zaświadczyć może, że w
szkodę do Gienka wlazła krowa kazina.)
Podsumowując. Krowa jest „kazina” a żona
„giencyna”. (Słowa te nie są imionami własnymi i
odpowiadają na pytanie - czyja? - do kogo należy?)
Popatrzmy
teraz wszyscy na mapę Województwa
Świętokrzyskiego. Dostrzegamy, że oto całkiem
niedaleko od Łysej Góry (Łysiec) przepływa rzeka
Świślina! Czyją własnością jest ta rzeka?
Przypomnijmy sobie. Krowa była „kazina” -
natomiast rzeka o którą nam chodzi jest
„świślina”. Czyją własnością jest zatem ta rzeka?
Do kogo ona należy?
Tu nie może być najmniejszych wątpliwości. Rzeka
Świślina należy do jakiegoś Śwista! Ilu „Świstów”
możemy spotkać w okolicy? Tak. Tylko tego jednego,
który był wymieniany przez Benedyktynów ze Św.
Krzyża. To jeden z trójcy bóstw słowiańskich:
„Świst, Poświst i Pogoda”. Oto Świst włada ze
szczytu Łyśca (Łysej Góry) wszelkimi wodami, a
dołem płynie jego prywatna rzeka. Czyja jest to
rzeka? To jest rzeka Świślina! ...i dalej, bo robi
się coraz ciekawiej! Kto z Polaków nie wie
obecnie, czym jest pogoda? Kto nie wiedział o tym
w przeszłości? Kto nie wiedział czym jest pogoda w
średniowieczu? Te pytania nie są głupie – one są
tylko retoryczne. Przecież wszyscy Słowianie
zawsze wiedzieli czym jest pogoda. Wiedzieli
niezależnie od tego, jak bardzo odlegle zakątki
lechickiej słowiańszczyzny zamieszkiwali. Pogoda
to był ich bóg! Natomiast zdanie „Jaka będzie
jutro pogoda”, tak naprawdę nosi w sobie
następujący sens: „W jakim humorze będzie jutro
Bogini Pogoda? Czym nas obdarzy? Słońcem? A może
deszczem?”
W trakcie dyskusji w grupie "Słowianie" padł
argument, że nazwę rzeki "Świślina" należy
tłumaczyć jako "pochodząca z wielu
cieków-dopływów". Trzonem tej nazwy bez wątpienia
pozostaje źródłosłów "wisł"-a (Wisła), gdyż w
czasach naszych Praojców każdą rzekę (a podobno
nawet każe miejsce z wodą) nazywano tym słowem. Ja
co prawda nie jestem tego pewien, mając w pamięci
źródłosłów "stru"-ga (struga), od którego pochodzą
nazwy wszystkich "Ostrowów" i "Ostrowców", czyli
miejsc opływanych ("o-stru-w") przez strugi-rzeki.
Etymologia nazwy "Świślina" miałaby (według mojego
interlokutora) być następująca.
"S-wisl-ina" czyli "z-wiseł (wielu ciekow)
-pochodząca". Niestety końcówka "-ina" w tej
nazwie w języku gwarowym Gór Świętokrzyskich
oznacza przynależność, w sposób który opisałem
wyżej. Dlatego według mojej oceny nie o etymologię
nazwy tej rzeczki tu idzie, ale o pochodzenie
nazwy słowiańskiego boga o nazwie własnej "Świst"
("s-wis-l-t"), jako władcy wielu wód.
Dlatego jasne jest ponad wszelką
wątpliwość, że to właśnie Benedyktyni ze Św.
Krzyża mieli rację, zapisując nazwy „pogańskich
bałwanów” jako Śwista, Pośwista i Pogodę. Nie miał
jej natomiast Aleksander Gieysztor, który co
prawda był sławnym Polakiem, ale niestety nie był
rdzennym Słowianinem-Lechitą. Cóż. Inne „geny” to
inna wrażliwość. Niestety, żeby w pełni zrozumieć
słowiańszczyznę, trzeba chyba jednak być
Słowianinem z dziada-pradziada.
Ale to
jeszcze nie koniec wiedzy, które przekazują nam
słowiańskie źródłosłowy! Oto u podnóża Łysogór
rozłożyła się wieś Świętomarz /5. Nazwa ta powstała na
bazie dwu połączonych źródłosłowów: „święt” i
„marz”. Z jakimi znaczeniami należy wiązać
źródłosłów „święt”, wie przecież każdy Słowianin.
Natomiast „marz” jest źródłosłowem związanym ze
słowiańską boginią śmierci i zaświatów, czyli
Marzą (Marzanną) której alter ego stanowi
Dziewanna – o której wspomina Długosz. Słowa
„Marzanna”, „umrzeć”, „pomór” mają przecież
wspólny i nadzwyczaj stary (może nawet
paleolityczny?) źródłosłów „mrz”, mocno związany z
porą roku, w której to cała przyroda zdaje się
„mrz!”- zamierać. Pierwotna nazwa miejscowości
Świętomarz brzmiała prawdopodobnie następująco:
„Swynto Marza”. Duchowieństwo chrześcijańskie
nawracając prośbą i groźbą Słowian składających
ofiary bogini Marzy, tłumaczyło swoim owieczkom
całą sprawę następująco. „Ależ tak! Przychodźcie
tutaj nadal i składajcie tu ofiary, gdyż wasza
„Marza” to w rzeczywistości Maria, „Święta Maria”
(Matka Boska - Maryja Dziewica). Na „gruzach”
miejsca kultowego Marzanny postawiono kościół pod
wezwaniem Matki Boskiej, a na miejscu panowania
naszych rodzimych bogów Śwista, Pośwista i Pogody
wybudowano potężny kościół pod wezwaniem Trójcy
Świętej. Zrobiono to z pełną premedytacją
(podobnie jak w wielu innych miejscach na świecie)
dosłownie „wdeptując” nasze rodzime bóstwa w
ziemię tak głęboko, aby wszelki ślad w ludzkiej
pamięci o nich zaginął.
Dlaczego miejsce kultu
semickiej z pochodzenia "Trójcy Świętej" zostało
ulokowane właśnie na (słowiańskiej) Łysej Górze? Z
jakiego powodu nie wybudowano go np. na Łysicy?
Odpowiedź na to pytanie też jest oczywista. Jednak
przyjmujemy ją z oporami ciągle z tego samego
powodu. Najtrudniej zauważyć jest to, co widzimy
na co dzień. To co nam się już opatrzyło, bo mamy
je tuż pod własnym nosem. Oczekując egzotyki i
spektakularnych odkryć nie dostrzegamy, że
"najciemniej jest pod latarnią". W tym konkretnym
przypadku ową latarnią jest fakt, że semicka
trójca "Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty" to
trójca stworzycieli świata. Wprawdzie tak mawia
się tylko o Bogu Ojcu (YHWH), ale przecież
czytając tekst Starego Testamentu (Tory)
dowiadujemy się, że "Duch Święty" w akcie
stworzenia "unosił się nad wodami". Natomiast
Jezus Chrystus najmniej zamieszany w akt
stworzenia, i tak przecież zgodnie z wiarą
chrześcijańską stanowi jedność z całą Trójcą
Świętą. Dlatego łącznie z nią może być śmiało
oskarżany przed każdym sądem o współudział (w
stworzeniu Świata). Podsumowując - semicka Trójca
Święta jest trójcą bogów-stworzycieli. Ci bogowie
w wyniku chrystianizacji Łysogór musieli przecież
gdzieś "osiąść". Musiało to być miejsce nie byle
jakie, w którym mogliby potwierdzić własne
zwycięstwo na pokonanymi, pogańskimi "bałwanami".
W całych Górach Świętokrzyskich jest tylko
jedno-jedyne takie miejsce, z którego
słowiańszczyzną władała trójca słowiańskich
bogów-stworzycieli. Była nim góra Śwista, Pośwista
i Pogody, władców całej wody, ziemi i powietrza
nad rozległą słowiańszczyzną.
W trakcie dyskusji padła też teza, że na
przeszkodzie rozumowaniu które przeprowadziłem
stoi fakt, że właściwie nie wiadomo, o jakim
okresie z dziejów słowiańszczyzny rozmawiamy. To
mylny argument. Przedmiotem dyskusji nie jest
przecież ten czy inny okres w dziejach, lecz
został on określony przeze mnie jako próba
wyjaśnienia rzeczywistych nazw bogów, o których
znawcy tematu mawiają, że nazywali się "Łada, Boda
i Leli". W rzeczywistości można podać jedną
precyzyjną datę dla której usiłuję stworzyć coś w
rodzaju "inwentaryzacji" słowiańskich bóstw. Tą
datą może być dla przykładu piątek, dnia 7 marca,
Anno Domini 966. To nie jest przecież relatywnie
odległa data. Można śmiało powiedzieć, że w skali
czasu całych dziejów człowieka na Ziemi było to
nieomal "wczoraj". Przecież to nie jest nawet
starożytność! To się działo w naszej, nowej erze!
Z tego właśnie powodu, zarówno argumentacja
powołująca się na nasze ludowe obyczaje i na nasz
język literacki (a szczególnie na gwarę
świętokrzyską, która jest bardzo blisko związana z
językiem literackim) jest pełnoprawna i
całkowicie uzasadniona. Dnia 7 marca 966r. Łysą
Górą władali jeszcze bogowie, o których imiona
właśnie mi chodzi. Teza jakoby imiona te mogły być
przed Benedyktynami ukryte przez naszych
"szamanów", jest równie nonsensowna jak i ta, że
Słowianie nie mieli starszyzny, wodzów i nie dbali
o własny majątek, który był wyznacznikiem statusu
społecznego. Dużo ryzykuje ten, kto usiłuje
twierdzić, że Benedyktyni byli naiwnymi głupcami,
a ochrzczony władca nie musiał się spowiadać i
nikt z jego świty nie puścił przysłowiowej "pary z
gęby" gdzie mają swoja siedzibę słowiańscy
bogowie-stworzyciele i jak brzmią ich imiona.
My Słowianie dzięki wiedzy zachowanej w prastarych
źródłosłowach, możemy nadal oczami wyobraźni
wędrować na sam szczyt góry sławiącej pana
wszelkiego życia - boga Wita (góra Witosławska),
gdzie po dzień dzisiejszy w noc Kupały słowiański
w swoich korzeniach lud pali jak dawniej ognie
czerwcowe w trakcie tzw. festynu ludowego, oddając
się przy okazji grzesznym, cielesnym uciechom.
Możemy także oczami wyobraźni powędrować nad rzekę
Słupiankę i przekroczyć jej nurt w miejscu, gdzie
niegdyś stał słup oznaczający przejście od „spraw
ludzkich” do „spraw boskich”. Używając własnej
wyobraźni możemy oddać hołd trójcy bóstw
potężnych: Świstowi, Poświstowi i Pogodzie,
których głos dociera ciągle do nas Słowian z
otchłani wieków. Łatwo przy tym zauważyć, że
prastary słowiański kompleks kultowy w Górach
Świętokrzyskich nie znajdował się nigdy w obszarze
będącym domeną jednego tylko plemienia. Góry te
otaczały tereny należące do Wiślan, Lędzian,
Lublinian Wierczan
i Mazowszan. W dość bliskim sąsiedztwie
zamieszkiwali Sandomierzanie. Stanowi to o
wyjątkowości tego kompleksu kultowego, położonego
na ziemiach bardzo słabo nadających się pod
uprawy, „dzikich”, oraz silnie zalesionych.
Osadnictwo napotykało tu na tym „górzystym”
obszarze na dużo większe trudności niż na
obszarach przyległych. Jednak to właśnie ten
obszar stał się miejscem pożądanym przez Kościół
Katolicki, chociaż wokół istniały przecież dobra
przynoszące o wiele większe zyski swoim
właścicielom. Dlaczego więc duchownym tak bardzo
zależało na niepodzielnym zawładnięciu właśnie tą
krainą? Odpowiedź jest prosta! To było bardzo
stare i ważne centrum kultowe Słowian, które
należało przykładnie zniszczyć, a ludność wyzuć z
pradawnych wierzeń i obyczajów /6 w obawie o wiarę na
wszystkich ziemiach Lechitów jeszcze nie okrzepłą.
W obawie o wiarę chrześcijańską. Okazja do
przejęcia absolutnej kontroli nad tym
„niebezpiecznym” obszarem nadarzyła się w wyniku
zdrady interesów królestwa przez biskupa
krakowskiego Stanisława za panowania Bolesława
Szczodrego (Śmiałego) /7.
Aby „odkupić grzechy poprzednika” (śmierć bpa.
Stanisława), Władysław I Herman będący następcą
Bolesława Śmiałego podarował cały ten obszar na
własność biskupom krakowskim. Od tego to właśnie
czasu skończyło się entuzjastyczne, a rozpoczęło
się metodyczne niszczenie ośrodka kultowego
wszystkich Lechitów, którego znaczenie w owych
czasach było trudne do przecenienia. Implikacje
tych odległych zdarzeń są odczuwalne aż do dnia
dzisiejszego.
Argumentem który padł
przeciw takiej interpretacji dziejów łysogórskiego
skrawka polskiej ziemi było to, że
charakterystyczne wały kultowe występują także na
Dolnym Śląsku. Niestety nie jest to cała prawda.
Dość powiedzieć, że także na Wolinie w Płocku i
Trzebiatowie istnieją także wały kultowe. I nie o
samo istnienie tych wałów chodzi, ale o ich
niezwykłe nagromadzenie (w tym także innych
nieobwałowanych miejsc kultu) w obszarze Gór
Świętokrzyskich.
Czy wypada nam płakać nad „rozlanym mlekiem”
lechickiej części słowiańszczyzny? Moim zdaniem
obecnie nie ma to najmniejszego sensu. Wprawdzie
świadomość własnych korzeni ma dla nas
Słowian-Lechitów fundamentalne znaczenie, przecież
jednak nie odwrócimy historii. Dzięki niej jako
naród jesteśmy właśnie tym, czym jesteśmy.
Chrześcijaństwo nie tylko nas zmieniło i
rozwinęło, ale być może dzięki zdradzie słowiańskiej
racji stanu przez Mieszka I uchroniło nas od
czysto biologicznego wytępienia przez ludy z
rzymskiego kręgu kulturowego. Skąd możemy być
pewni tego, jak potoczyłyby się nasze losy, gdyby
niewątpliwy zdrajca słowiańszczyzny nie zrobił w
roku 966 /8 tego co
zrobił? Cywilizacja Słowian-Lechitów opierająca
się na godności, honorze i niezależności
słowiańskich rodów, w sposób nieunikniony
przegrałaby konfrontację z cywilizacją zachodnią,
nie kierującą się aż tak wysokimi standardami
moralnymi. Nie martwmy się więc tym. Możemy
przegrać i przegramy bez wątpienia jeszcze nie
jedną bitwę z nawałą judeochrześcijańską. Jednak
ze strategicznego punktu widzenia i w ostatecznym
rozrachunku czeka nas nieuniknione zwycięstwo. To
już się stało. Wiemy przecież, że zarówno bogowie
semiccy jak i słowiańscy są bogami wymyślonymi. Są
mentalnymi bytami, które w rzeczywistości nie
istnieją. Łysogóry natomiast są szczególnym
miejscem, w którym dziwnym zbiegiem okoliczności
ludzkie umysły od niepamiętnych czasów są
zapładniane nowymi ideami. Dlatego powiadam wam,
nie martwcie się drobnostkami bracia Słowianie, bo
„idzie
nowe”. Do Was także przyjdzie – kiedyś, gdy
nadejdzie czas odpowiedni. Sława!
Nasza własna słowiańska-lechicka kultura oraz
światopogląd były bardziej logiczne, bardziej
wyrafinowane, a przede wszystkim i o wiele
bardziej ludzkie od despotycznych i niezwykle
agresywnych kultur z rejonu bliskiego wschodu oraz
obszaru śródziemnomorskiego. Mieszko I bez
wątpienia zdawał sobie z tego doskonale sprawę,
więc zamiast złorzeczyć nad jego prochami, oddajmy
raczej szacunek dalekowzroczności tego zdrajcy.
Niestety cena naszego biologicznego przetrwania
okazała się nadzwyczaj wysoka. Doszło do tego, że
zamiast opowiadać dzieciom naszą własną historię
słowiańszczyzny i nasze własne legendy,
posługujemy się obecnie mitologią importowaną „z
zachodu”, która pasuje do mentalności Słowianina
jak pięść do nosa. Dla przykładu sami
rozpoczęliśmy promowanie „czarownic” które
bardziej wyglądają jak włoska „befana”, angielskia
„with” lub niemieckia „Hexe”, niż jak słowiańskie
blond-piękności. Sami się wydziedziczamy z
należnego nam spadku po Ojcach i Dziadach! Inne
nacje tego nie robią. Ogólny zarys tego spadku ma
charakter niezbyt hierarchiczny, na wzór
patriarchalnej wspólnoty pierwotnej. Przecież to
nie nasi bogowie stworzyli naszych przodków. To
właśnie nasi Pradziadowie wymyślili sobie własnych
bogów na swój własny użytek. Ponieważ jednak sami
byli dość luźno zorganizowani, Ich bogowie nie
mogli być tyranami na judeo-rzymski wzór. Musieli
odzwierciedlać Ich własną wizję „porządku świata”,
gdyż jest to ogólnoświatowa i ogólnoludzka
prawidłowość.
"BOGOWIE"
ZAJMUJĄCY SIĘ FUNKCJONOWANIEM ŚWIATA
(obraz-odpowiednik słowiańskiego
„duchowieństwa”,
czyli naszych słowiańskich Żerców-"szamanów").
|
Świst,
Poświst, Pogoda.
(Trójca "bogów" - stworzycieli wody, ziemi i
powietrza.)
Trójca ta stanowi fundament
słowiańskiego światopoglądu wiążący go z
zapomnianym, choć bez wątpienia istniejącym
niegdyś, słowiańskim mitem o stworzeniu
świata. Bogowie ci nie zajmują się Słowianami
w sposób bezpośredni. W słowiańskiej mitologii
istnieją po tylko po to, aby ziemia była
ziemią, woda – wodą, a powietrze było
powietrzem. Ich istnienie stanowi gwarancję,
że prawa rządzące światem (które zostały przez
tych bogów stworzone), będą miały stabilny
charakter. U Słowian nie będących Lechitami,
bogowie ci noszą imiona: „Łada, Boda, Leli”. (Rozliczne
publikacje na temat treści słowiańskiego
mitu o stworzeniu świata nie są wiarygodne.)
|
Wodnik –
mityczny władca jeziora, stawu, strumienia,
rzeki, a nawet kałuży. |
Wij - rodzaj
podziemnego smoka będącego „batem”
bogów-stworzycieli na ewentualne
nieposłuszeństwo bogów niższej hierarchii.
Podlegał mu Piekielnik z własną drużyną Dydków.
|
Żmij -
Powietrzny smok, który zamieszkiwał czarne
chmury. Czasami można było dostrzec wśród nich
zarysy smoczych łap, skrzydeł lub ogonów. |
Rusałki - zwane
też boginkami, to mitologii słowiańskiej
pomniejsze boginie wody.
Bagiennik- demon wodny. |
Skarbnik albo
Karzełek - w mitologii słowiańskiej duch
zamieszkujący podziemia, strzegący skarbów
znajdujących się w ziemi w postaci cennych
minerałów i kruszców. |
Płanetnik -
(chmurnik, obłocznik) duch powietrzny. |
|
|
|
Obecnie przy rzeczce Słupiance
istnieją dwie miejscowości – Stara i Nowa
Słupia, których początek ginie w pomroce
dziejów. Źródłosłowem
nazwy obu miejscowości jest właśnie rdzeń
„słup”- dawny "stołp" (rodzaj
dzisiejszego"drąga").
Ów drąg był przed wieloma wiekami i
tysiącleciami używany do orania ziemi za
pomocą wołów (współcześnie - "socha"). Zatem
nazwa "Słupia" oznaczała pierwotnie miejsce
szczególne - czyli relatywnie niewielki
spłachetek ziemi ornej u podnóża góry
Łysiec, niezbędny dla życia
Lechitek-czarownic oraz Żerców, w miejscu
kultu Bogów-stworzycieli słowiańskiego
świata. Kultu położonego samym centrum
rozciągających się aż za horyzont (nie zbrukanych
ludzką gospodarką) świętych
borów Łysogór.
(Te święte lasy pełnią także ważną funkcję
"miejsca ucieczki" przed zemstą dla tych
Lechitów, którzy znacznie przekroczyli
ówcześnie obowiązujące normy słowiańskiego
prawa zwyczajowego. Są miejscem izolacji np.
dla zbrodniarzy. Patrz: "zbóje
świętokrzyscy" - obecnie "scyzoryki".)
Słupia - jest zatem rodzajem "miejsca
granicznego", oddzielająca główne pasmo
Łysogórskie, od pasma Jeleniowskiego,
poświęconego "Bogom" zajmującym się
bezpośrednio sprawami Lechitów.
|
|
|
|
"BOGOWIE"
ZAJMUJĄCY SIĘ SPRAWAMI LUDZI
(obraz-odpowiednik słowiańskiej władzy
świeckiej,
czyli głów rodów zabierających głos na wiecach
plemiennych).
|
Wit
(Swętowit).
Bóg życia,
mający prawo dawania i odbierania „witalności”
wszystkiemu co żyje.
|
Swarog.
(Słońce)
|
Makosza.
Bogini
ziemi. "Matka ziemia" - dobra opiekunka. |
Kupała.
Bóg seksu
napędzającego zwierzęcy oraz człowieczy los.
|
Perun.
(Piorun). |
Dola
Bogini losu
każdego Lechity i każdej Laszki.
|
Dziewanna.
(Bogini życia)
Boginka-opiekunka
żywych istot. Świtę Dziewany stanowiły
Mamuny–Dziwożony.
|
|
Marza,
Marzanna.
(Bogini śmierci)
Boginka-opiekunka
stanu nie-życia (śmierci) każdej istoty.
Podlegał jej Poroniec. (?)
|
Pomniejsze demony i duchy o wąskiej
specjalizacji, znajdujące się na samym dole
rodzaju "hierarchii" słowiańskich bóstw -
pojmowanej na nieadekwatny do mentalności
Słowian (choć dziś obowiązujący)
wzór judeo-rzymski. Rodzaj „pospólstwa” wśród
słowiańskich bóstw, duchów i demonów:
Bagiennik, Bebok, Bies, Borowy, Kościej,
Boruta (Leśny), Błędne Ogniki, Czart (czort),
Domowik, Dworowy, Darmopych, Jędzon, Kat,
Latawiec, Latawica, Licho, Matołek, Południca,
Paskuda, Pokusa, Przechera, Parzyjan, Rogalec,
Rzędzicha, Smułka, Sobierad, Szumrak,
Świetlik, Spor, Strzyga, Topielice, Utopiec,
Ubożę, Wąpierz, Warchoł, Zmora, itd.
|
Mimo pozorów „unijności europejskiej” (tzw.
„demokracji”) w istocie rzeczy Europa pozostaje
nadal „plemienna”. Unijna fasada nie ma mocy, aby
to zmienić – a wręcz przeciwnie, staje się
przykrywką pod którą chwilowo zjednoczone, dzikie
germańskie i semickie plemiona starają się
zniszczyć wspaniałą słowiańską cywilizację. „Drank
nach Osten” ciągle jest realizowany! Przyjęcie
przez Unię Europejską „manifestu” o
judeochrześcijańskich korzeniach Europy będzie
oznaczało wydanie otwartej wojny lechickiej i
ruskiej części słowiańszczyzny. Dlatego
zastanawiam się – dlaczego właśnie ja, niedouczony
przewodnik świętokrzyski muszę do jasnej
(pipipipi) zajmować się tymi źródłosłowami? A może
czegoś nie wiem z powodu swojego niedouczenia?
Chętnie się czegoś konkretnego dowiem, bo mam
przecież świadomość, że ledwie „śliznąłem się” po
powierzchni słowiańskiej mitologii. Za pomoc
wszystkim entuzjastom tego tematu z góry
serdecznie dziękuję. Tym bardziej dziękuję
malkontentom, których nigdy nie brak. Bo to nie
oni za wszelką cenę unikający podejmowania ryzyka,
tylko właśnie entuzjaści od samego początku
dziejów człowieka najwięcej wnoszą do rozwoju
wiedzy – najbardziej narażając się jednocześnie.
Dlaczego jestem pewny wniosków, które Wam
przedstawiłem? Jest tak dlatego, gdyż nie sposób
podważyć:
1. istnienia Łysogór nazywanych
Górami Świętokrzyskimi.
2. istnienia na ich obszarze
ponadprzeciętnego zgromadzenia słowiańskich miejsc
kultu w ilości niespotykanej nigdzie indziej na
całej słowiańszczyźnie.
3. istnienia pradawnych nazw
geograficznych na tym obszarze wraz ze swoimi
źródłosłowami od których się one wywodzą.
4. istnienia innych nazw w
języku polskim, których źródłosłowy pełnią podobną
rolę, jak kod genetyczny istoty w którym zawarta
jest cała historia jego rozwoju.
5. istnienia zapisu
Benedyktynów z klasztoru świętokrzyskiego, w
którym wspominali o istnieniu „bałwanów” vel
"demonów" zwących się Świst, Poświst i Pogoda.
Aby przeprowadzić powyższe (przedstawione Wam)
rozumowanie, niczego innego nie potrzeba.
Lechitom Sława!
Przypisy:
1 http://bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/dzieje/slowianie-pochodza-znad-dunaju-i-wisly/
2 http://fotografia-gritzmann.blogspot.com/2012/02/gora-witosawska.html
Będąc na Łyścu spójrzcie na Pasmo Jeleniowskie –
zauważycie górę, która wygląda tak jakby dała
krok naprzód po komendzie “baczność” - to właśnie jest
Góra Witosławska. Weźcie w dłoń mapę i odszukajcie na
niej Górę Dobrzeszowską, Grodową koło Tumlina, Łysiec,
Widełki – Zamczysko i Górę Witosławską. Każdą z nich
dzieli od najbliższej mniej więcej ta sama odległość.
Na każdej znajdowało się kultowe centrum pogańskie.
Czy to nie zastanawiające? Takiej koncentracji
pogańskich świątyń i świętych gajów nie spotkacie
nigdzie indziej w Polsce.
3 http://pl.wikipedia.org/wiki/Wit_(imię)
4 http://media.wp.pl/kat,1022955,page,2,title,Bogowie-na-Lysej-Gorze,wid,13543983,wiadomosc.html?ticaid=1124dd
5 http://pl.wikipedia.org/wiki/Świętomarz
6 http://pl.wikipedia.org/wiki/Święty_gaj_(antropologia)
Aleksander Brückner zamieszcza opisy podobnych
świętych gajów w "Starożytnej Litwie". Opisy te
występują tam wielokrotnie. Niszczenie świętych gajów
związane było z procesem chrystianizacji Słowian i
Bałtów, kiedy to wprowadzaniu nowej religii
towarzyszyło ich wycinanie, niszczenie świątyń i
posągów słowiańskich bóstw. Słowianie i Bałtowie przez
długi czas opierali się temu procesowi, jednakże na
części ziem, w szczególności Prus przebiegał on
niezwykle gwałtownie. Jeden z takich przypadków
opisuje misjonarz Hieroni".Dotarli tak do środka gaju,
gdzie prastary dąb nad wszystkie drzewa za święty i za
właściwą siedzibę bogów uważano; przez chwilę nikt się
weń uderzyć nie ważył [...]. Wyrąbano cały las. W tej
krainie było więcej lasów, równą czcią świętych, gdy
po raz kolejny wyruszyli ku ich wycinaniu, przybył do
Witowta wielki tłum niewieści z płaczem i krzykiem,
skarżył się, że wyrąbano święty gaj i odebrano dom
boży, w którym zwykli byli błagać pomocy bożej, skąd
deszcze i pogodę otrzymywali; nie wiedzą więcej, gdzie
szukać boga, któremu siedzibę zabrano. Jest kilka
mniejszych gajów, w których zwykli czcić bogów; i te
chcą zniszczyć, jakieś nowe świętości wprowadzając, a
ojczysty zwyczaj wykorzeniając; proszą więc i błagają,
aby nie dozwolił niszczyć miejsc i obrzędów kultu
przodków. Za kobietami następują mężczyźni i twierdzą,
że nie mogą znieść nowego obrzędu, i mówią, że
opuszczą raczej ziemię i ogniska ojczyste niż przyjętą
od przodków wiarę."
7 http://pl.wikipedia.org/wiki/Boleław_II_Szczodry
8 http://pl.wikipedia.org/wiki/Wiślanie
Wiślica istnieje od co najmniej IX wieku. Według
legendy nazwa osady pochodzi od imienia jej
założyciela, księcia Wiślan Wiślimira, który wraz ze
swoim otoczeniem miał przyjąć chrzest w 880 roku.
Wspomina o tym tzw. legenda panońska, czyli Żywot św.
Metodego. Dokument mówi o przymusowym chrzcie
pogańskiego księcia Wiślan.
" Był zaś w nim [Metodym] także dar proroczy, tak że
spełniało się wiele przepowiedni jego, z których jedną
lub dwie opowiemy. Książę pogański, silny bardzo,
siedzący w Wiślech [Wiśle ?], urągał wielce
chrześcijanom i krzywdy im wyrządzał. Posławszy zaś do
niego [kazał mu] powiedzieć [Metody]: Dobrze będzie
dla ciebie synu ochrzcić się z własnej woli na swojej
ziemi, abyś nie był przymusem ochrzczony na ziemi
cudzej, i będziesz mnie [wtedy] wspominał. I tak też
się stało."
|